Obejrzałam film Predestination Opis z filmweba: „Tajna rządowa agencja podróży w czasie, mając na celu zapobieganie przyszłym zbrodniom, wysyła szpiega, by uchwycił przestępcę.”
Dodam od siebie, że ów przestępca zawsze wymyka się szpiegowi. Ten przestępca dokonuje zbrodni, ponieważ chce się odegrać za krzywdy, które doznał od ludzi. Trochę szczegółów z filmu: Mężczyzna przy barze opowiada historię swojego życia. Słuchaczem jest szpieg, który udaje barmana. Mężczyzna była niemowlakiem płci żeńskiej podrzuconym do sierocińca; potem poznała człowieka w którym się zakochała, ale on ją opuścił mówiąc tylko, że zaraz wróci. Dowiaduje się, że jest z nim w ciąży. W trakcie porodu lekarze odkrywają u niej obojniactwo. Bez jej zgody decydują się na wybranie wersji męskiej. Ktoś kradnie jej dziecko ze szpitala. Przechodzi proces przeistoczenia się w mężczyznę. Barman dowiedziawszy się od tej mężczyzny, że chętnie skróciłaby o głowę tego, który ją opuścił umożliwia jej to. Przeskakują do tego roku. Dzieje się ta scena, kiedy się poznali. Ówczesny mężczyzna, wygląda tak jak gość zwierzający się barmanowi. Czyli, że mężczyzna i dziewczyna to ta sama osoba. No i dalej to już poleciało. Czyli: dziecko kradnie ze szpitala ona sama sobie w ciele szpiega, bo po jednej z akcji spłoneła mu/jej twarz, więc dostał inną. Na koniec szpieg przeskakuje do roku, w którym jest już stary i wtedy decyduje się siebie zabić. Choć nie wiem, czy był wtedy jeszcze czynnym przestępcą.
Czyli chodzi w tym filmie na moje oko o to, że wszystko co czynimy, czynimy sobie sami i wybieramy to sobie sami. Oraz, że ja jestem tobą, a ty mną. (tę opcję Państwo prowadzący wieczorynki kiedyś wyśmiali). Może nie w każdym jednym przypadku (bo w filmie występują też inni ludzie), ale... kto wie. Może jakby poprzeskakiwali jeszcze po czasie, to by wszystkie powiązania prowadziły do jednego, czyli jednej osoby. No i nasuwa się jeszcze pytanie, czym w ogóle jest czas? Jakimś trudnym do rozplątania zapętleniem, które umożliwia zabawę w ciuciu babkę? Sama jestem ciekawa po co Justyna chciała, żebyśmy obejrzeli ten film.
Ostatnio odsłuchuję sobie książkę Anastazja Dzwoniące cedry Rosji. Na razie bardzo mnie zaintrygowały dwa cytaty odnoście słońca. Oto one: "Z wypowiedzi Anastazji wynikało, że Słońce jest jak gdyby lustrem, które odbija niewidoczne gołym okiem promieniowanie wychodzące z Ziemi. Jest to promieniowanie od ludzi, którzy w tym momencie znajdują się w stanie miłości, radości i różnych innych jasnych uczuć. Odbite od Słońca promieniowanie wraca na Ziemię w postaci słonecznego Światła i daje życie wszystkiemu na Ziemi."
inny cytat "Od kochającego człowieka wychodzą promienie, które w ułamku sekundy odbijają się od znajdujących się nad nim planet, znowu dosięgają ziemi i dają życie wszystkim stworzeniom. Słońce jest jedną z tych planet, które odbijają niecałe widma tych promieni. W kosmos uchodzą od człowieka tylko dobre promienie i z kosmosu także wracają tylko i wyłącznie pozytywne promienie. Jeśli w człowieku zgromadzą się okrutne, niewłaściwe stany emocjonalne, to powstaje w nim ciemne promieniowanie, które nie może wznieść się w górę i uchodzi w głąb ziemi. Odbijając się od jej wnętrza, wraca na powierzchnię i wywołuje kataklizmy: erupcje wulkanów, trzęsienia ziemi i wojny. Najwyższym osiągnięciem odbitych czarnych promieni jest uzyskanie wpływu na człowieka i nasilenie w dwójnasób jego okrutnych cech."
Moje pytanie: Czy tak właśnie jest? I co Pan w ogóle uważa na temat treści zawartych w tej książce.
Bardzo, bardzo chciałabym się dowiedzieć od Pana czy żyjemy wewnątrz kuli? Jest Pan operatorem, więc na pewno Pan już sprawdzał metodami i urządzeniami optycznymi czy tak właśnie jest czy nie. Bo da się to udowodnić, prawda?
Dziękuję za garść najświeższych niesamowitych i pięknych informacji. Nasunęło mi się takie oto spostrzeżenie a propos tych informacji. Mówił Pan nie tak dawno (i to z przekąsem), że są ludzie, którzy myślą, że przyjdzie zbawiciel i ich wybawi od zła - to o tych, którzy są osadzeni w religiach. Że są też ludzie, którzy czekają na UFO, które ich zabierze, bądź zrobi tu porządek, czyli wybawi ich od zła. A po Pana ostatniej wieczorynce możnaby utworzyć grupę trzecią, która to czeka na Mistrzów, którzy ich naprawią (czyli również wybawią od zła). A wszystkie one (jak sprawdzi się ten ogłoszony przez Pana scenariusz) i tak dostaną to samo, czyli zbawiciela z zewnątrz o trzech różnych, choć tych samych imionach: Jezus, UFO, Mistrzowie. A Pan był taki pewny, że to my "własnymi rękami" musimy budować wzorcowy świat, bo inaczej go nie zobaczymy. A tu się jednak okazuje, że robota nie do nas należy. :) Nie mówię tego z przekąsem, uzmysłowiło mi to po prostu dobitnie po raz kolejny, że nie ma co się przykuwać do jakiegoś jednego kierunku myślenia, a inne wyśmiewać, bo może zdarzyć się tak, że scenariusz wyglądający na nie nasz, tak naprawdę jest również naszym scenariuszem. Albo możemy zwyczajnie się mylić. Pozdrawiam.
Osobowości Istoty naprawiają specjaliści (może można uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć o tym coś więcej), dusze my sami na bieżąco - jakieś przykłady?, żeby uchwycić o co chodzi. A co z ciałami?
Xenna ja Ci nie ubliżyłam, nie użyłam żadnych epitetów pod Twoim adresem, w ogóle nie mówiłam o Tobie. Podzieliłam się jedynie swoim odczuciem. Myślę, że pojawiła się tu ważna kwestia, którą Pan Tadeusz może miałby ochotę rozwinąć. Chodzi o to, że kiedy dzielimy się z kimś swoimi wewnętrznymi reakcjami na temat tego jak odbieramy, to co ten ktoś zrobił, powiedział, itp., to ta druga osoba odbiera to tak, jakbyśmy mówili o niej, jakbyśmy ją oceniali, czy wręcz kazali się zachowywać inaczej - więc zaczyna się bronić poprzez atak. A my następnym razem nie mamy już ochoty na dzielenie się z tą osobą swoimi odczuciami. I tak zamykamy się przed sobą wzajemnie w konwenansach. To częste zjawisko w rodzinach i tam gdzie panuje hierarchia.
Do Xenna: Przeszkadza mi Twoja niechlujność w pisowni. A co do zbiorowych medytacji. To komu jest potrzebna taka kumulacja energii? Przecież Bóg i Planeta mają z nami stały kontakt. Widzą jak się zachowujemy, jakie mamy intencje. Więc co i komu mielibyśmy tymi zbiorowymi manifestacjami oznajmiać? To żyjąc, pokazujemy czy mamy już dosyć takiego świata, czy jeszcze nie. Jak dla mnie medytacje zbiorowe polegające na wysyłaniu "gdzieś" energii, która ma zmienić świat, są dla kogoś ucztą, ale to niekoniecznie musi pochodzić od złych istot. My czerpiemy energię z pożywienia. Każdy żywi się tym, czego potrzebuje jego układ pokarmowy. Pytanie do P. Tadeusza: Czy zbiorowymi medytacjami można zmienić świat?
Zastanawiam się, bo ostatnio wyrastają jak grzyby po deszczu wspólne medytacje. Jest podawana data, godzina i jest prośba o wysyłanie energii pokoju, miłości np. do Planety. Zastanawiam się, czy tu nie chodzi o ten sam trik co przy zgromadzeniach publicznych, np. koncertach. Mówił Pan o tym. Czy może nie zawsze o to chodzi.
Opis z filmweba:
„Tajna rządowa agencja podróży w czasie, mając na celu zapobieganie przyszłym zbrodniom, wysyła szpiega, by uchwycił przestępcę.”
Dodam od siebie, że ów przestępca zawsze wymyka się szpiegowi. Ten przestępca dokonuje zbrodni, ponieważ chce się odegrać za krzywdy, które doznał od ludzi.
Trochę szczegółów z filmu:
Mężczyzna przy barze opowiada historię swojego życia. Słuchaczem jest szpieg, który udaje barmana. Mężczyzna była niemowlakiem płci żeńskiej podrzuconym do sierocińca; potem poznała człowieka w którym się zakochała, ale on ją opuścił mówiąc tylko, że zaraz wróci. Dowiaduje się, że jest z nim w ciąży. W trakcie porodu lekarze odkrywają u niej obojniactwo. Bez jej zgody decydują się na wybranie wersji męskiej. Ktoś kradnie jej dziecko ze szpitala. Przechodzi proces przeistoczenia się w mężczyznę.
Barman dowiedziawszy się od tej mężczyzny, że chętnie skróciłaby o głowę tego, który ją opuścił umożliwia jej to. Przeskakują do tego roku. Dzieje się ta scena, kiedy się poznali. Ówczesny mężczyzna, wygląda tak jak gość zwierzający się barmanowi. Czyli, że mężczyzna i dziewczyna to ta sama osoba. No i dalej to już poleciało. Czyli: dziecko kradnie ze szpitala ona sama sobie w ciele szpiega, bo po jednej z akcji spłoneła mu/jej twarz, więc dostał inną.
Na koniec szpieg przeskakuje do roku, w którym jest już stary i wtedy decyduje się siebie zabić. Choć nie wiem, czy był wtedy jeszcze czynnym przestępcą.
Czyli chodzi w tym filmie na moje oko o to, że wszystko co czynimy, czynimy sobie sami i wybieramy to sobie sami. Oraz, że ja jestem tobą, a ty mną. (tę opcję Państwo prowadzący wieczorynki kiedyś wyśmiali). Może nie w każdym jednym przypadku (bo w filmie występują też inni ludzie), ale... kto wie. Może jakby poprzeskakiwali jeszcze po czasie, to by wszystkie powiązania prowadziły do jednego, czyli jednej osoby. No i nasuwa się jeszcze pytanie, czym w ogóle jest czas? Jakimś trudnym do rozplątania zapętleniem, które umożliwia zabawę w ciuciu babkę? Sama jestem ciekawa po co Justyna chciała, żebyśmy obejrzeli ten film.
Na razie bardzo mnie zaintrygowały dwa cytaty odnoście słońca. Oto one:
"Z wypowiedzi Anastazji wynikało, że Słońce jest jak gdyby lustrem, które odbija niewidoczne gołym okiem promieniowanie wychodzące z Ziemi. Jest to promieniowanie od ludzi, którzy w tym momencie znajdują się w stanie miłości, radości i różnych innych jasnych uczuć. Odbite od Słońca promieniowanie wraca na Ziemię w postaci słonecznego Światła i daje życie wszystkiemu na Ziemi."
inny cytat
"Od kochającego człowieka wychodzą promienie, które w ułamku sekundy odbijają się od znajdujących się nad nim planet, znowu dosięgają ziemi i dają życie wszystkim stworzeniom. Słońce jest jedną z tych planet, które odbijają niecałe widma tych promieni. W kosmos uchodzą od człowieka tylko dobre promienie i z kosmosu także wracają tylko i wyłącznie pozytywne promienie. Jeśli w człowieku zgromadzą się okrutne, niewłaściwe stany emocjonalne, to powstaje w nim ciemne promieniowanie, które nie może wznieść się w górę i uchodzi w głąb ziemi. Odbijając się od jej wnętrza, wraca na powierzchnię i wywołuje kataklizmy: erupcje wulkanów, trzęsienia ziemi i wojny. Najwyższym osiągnięciem odbitych czarnych promieni jest uzyskanie wpływu na człowieka i nasilenie w dwójnasób jego okrutnych cech."
Moje pytanie:
Czy tak właśnie jest? I co Pan w ogóle uważa na temat treści zawartych w tej książce.
Nasunęło mi się takie oto spostrzeżenie a propos tych informacji. Mówił Pan nie tak dawno (i to z przekąsem), że są ludzie, którzy myślą, że przyjdzie zbawiciel i ich wybawi od zła - to o tych, którzy są osadzeni w religiach. Że są też ludzie, którzy czekają na UFO, które ich zabierze, bądź zrobi tu porządek, czyli wybawi ich od zła. A po Pana ostatniej wieczorynce możnaby utworzyć grupę trzecią, która to czeka na Mistrzów, którzy ich naprawią (czyli również wybawią od zła). A wszystkie one (jak sprawdzi się ten ogłoszony przez Pana scenariusz) i tak dostaną to samo, czyli zbawiciela z zewnątrz o trzech różnych, choć tych samych imionach: Jezus, UFO, Mistrzowie. A Pan był taki pewny, że to my "własnymi rękami" musimy budować wzorcowy świat, bo inaczej go nie zobaczymy. A tu się jednak okazuje, że robota nie do nas należy. :) Nie mówię tego z przekąsem, uzmysłowiło mi to po prostu dobitnie po raz kolejny, że nie ma co się przykuwać do jakiegoś jednego kierunku myślenia, a inne wyśmiewać, bo może zdarzyć się tak, że scenariusz wyglądający na nie nasz, tak naprawdę jest również naszym scenariuszem. Albo możemy zwyczajnie się mylić. Pozdrawiam.
Myślę, że pojawiła się tu ważna kwestia, którą Pan Tadeusz może miałby ochotę rozwinąć. Chodzi o to, że kiedy dzielimy się z kimś swoimi wewnętrznymi reakcjami na temat tego jak odbieramy, to co ten ktoś zrobił, powiedział, itp., to ta druga osoba odbiera to tak, jakbyśmy mówili o niej, jakbyśmy ją oceniali, czy wręcz kazali się zachowywać inaczej - więc zaczyna się bronić poprzez atak. A my następnym razem nie mamy już ochoty na dzielenie się z tą osobą swoimi odczuciami. I tak zamykamy się przed sobą wzajemnie w konwenansach. To częste zjawisko w rodzinach i tam gdzie panuje hierarchia.
A co do zbiorowych medytacji. To komu jest potrzebna taka kumulacja energii? Przecież Bóg i Planeta mają z nami stały kontakt. Widzą jak się zachowujemy, jakie mamy intencje. Więc co i komu mielibyśmy tymi zbiorowymi manifestacjami oznajmiać? To żyjąc, pokazujemy czy mamy już dosyć takiego świata, czy jeszcze nie. Jak dla mnie medytacje zbiorowe polegające na wysyłaniu "gdzieś" energii, która ma zmienić świat, są dla kogoś ucztą, ale to niekoniecznie musi pochodzić od złych istot. My czerpiemy energię z pożywienia. Każdy żywi się tym, czego potrzebuje jego układ pokarmowy.
Pytanie do P. Tadeusza: Czy zbiorowymi medytacjami można zmienić świat?