Widocznie już w przeszłych wcieleniach weszłaś na drogę rozwoju duchowego, albo miałaś z tym kontakt. Wydarzenia w tego życia mogły być czymś w rodzaju testu. Ja też w wieku 14-15 lat interesowałam się ezoteryką. Potem o tym zapomniałam na długo, aż do momentu ponownego "przebudzenia" w wyniku pewnych wydarzeń. ale tym razem to nie było ot takie sobie zainteresowanie.
Wszystko zależy od tego jak się tym zajmowałaś. Czy była to faktyczna praca nad sobą, czy tylko fascynacja ezoteryką i próba rozwijania pewnych zdolności. Rozwijanie zdolności parapsychicznych to nie rozwój duchowy. Wielu nauczycieli t powtarza. Powinnaś sama sobie to przeanalizować.
Bo to też zależy od rozumienia pewnych spraw. Dużo ludzi przez rozwój duchowy rozumie różne działania rytualne, regresingi, oczyszczanie i wiele innych rzeczy. Ja nie jestem na to gotowa. Mówiąc nic na siłę, miałam na myśli właśnie to. Staram się pracować sama ze sobą i nad sobą i medytować. To wszystko. Ale prawda jest taka, że czasem chciałabym żeby ktoś zrobił coś za mnie. A co według Ciebie należałoby robić by nie tracić czasu?
jeśli ktoś nie jest gotowy na rozwój duchowy, to czy dostanie po tyłku czy nie, nie będzie miało dla niego żadnego znaczenia. Będzie postępował według wcześniej obranej drogi i nic go z niej nie zawróci. Po prostu będzie zbierał karmę do odpracowania w następnych wcieleniach. Aż w którymś wcieleniu w końcu zaskoczy o co w tym wszystkim chodzi. I tak jak pan Tadeusz mówił, karma uderza dopiero wtedy, gdy człowiek jest na nią gotowy.
Dlatego trzeba zwracać uwagę co nam się przytrafia w życiu. Jeden zauważy znaki i zmieni postępowanie, inny nie zauważy i będzie brnął uparcie dalej. Najwyżej odpracuje w następnym wcieleniu. Moim zdaniem chodzi głownie o to, by zmienić swoje postępowanie na takie, w którym nie krzywdzimy innych. Mówiąc o ścieżce nie mam na myśli żadnych form kultu czy praktyk religijnych ani ezoterycznych. Mam na myśli normalne życie i to jak w nim postępujemy. Mamy postępować tak, by nie tworzyć negatywnej karmy i starać się odpracować tą już zebraną.
Nie napisałam, że zwracałam się o pomoc, tylko, że zainteresowałam się rozwojem duchowym. Ja przez rozwój duchowy rozumiem m.in. właśnie poznawanie siebie. Nie mówię tu o modleniu się do Boga by nagle wyprostował moje życie. Zwracanie się do Boga, czyli w jego kierunku. A nie zwracanie się z prośbami. Jak widać znów obijamy się o różne rozumienie pewnych pojęć. Chyba dam już sobie spokój z komentarzami. ;)
Zwracamy się do Boga właśnie po to by uwolnić się od strachu i cierpienia. Przynajmniej ja tak miałam. Zaczęłam się interesować rozwojem duchowym wtedy, gdy życie zaczęło mi się sypać. Dzięki temu wrócił spokój i zaufanie, choć życie właściwie się nie zmieniło.
Widocznie już w przeszłych wcieleniach weszłaś na drogę rozwoju duchowego, albo miałaś z tym kontakt. Wydarzenia w tego życia mogły być czymś w rodzaju testu.
Ja też w wieku 14-15 lat interesowałam się ezoteryką. Potem o tym zapomniałam na długo, aż do momentu ponownego "przebudzenia" w wyniku pewnych wydarzeń. ale tym razem to nie było ot takie sobie zainteresowanie.
Wszystko zależy od tego jak się tym zajmowałaś. Czy była to faktyczna praca nad sobą, czy tylko fascynacja ezoteryką i próba rozwijania pewnych zdolności. Rozwijanie zdolności parapsychicznych to nie rozwój duchowy. Wielu nauczycieli t powtarza. Powinnaś sama sobie to przeanalizować.
Ale prawda jest taka, że czasem chciałabym żeby ktoś zrobił coś za mnie.
A co według Ciebie należałoby robić by nie tracić czasu?
Pijesz do mojego wcześniejszego wpisu?
Jeśli tak, to powiem, że masz sporo racji. ;)
jeśli ktoś nie jest gotowy na rozwój duchowy, to czy dostanie po tyłku czy nie, nie będzie miało dla niego żadnego znaczenia. Będzie postępował według wcześniej obranej drogi i nic go z niej nie zawróci. Po prostu będzie zbierał karmę do odpracowania w następnych wcieleniach. Aż w którymś wcieleniu w końcu zaskoczy o co w tym wszystkim chodzi. I tak jak pan Tadeusz mówił, karma uderza dopiero wtedy, gdy człowiek jest na nią gotowy.
Chyba dam już sobie spokój z komentarzami. ;)
"...cierpiacy czlowiek sie nie rozwija..." - naprawdę?
To skąd powiedzenie: "jak trwoga to do Boga"..???
Zrobiłam o celowo. Niech każdy wyciągnie sobie własne wnioski.