Duhigg
MÓJ OSTATNI WPIS

Dobrze jest posiadać szerszą perspektywę. Szersza perspektywa chroni nasz umysł, a tym samym nasze życie, przed zwodniczymi ideami i szumem informacyjnym. Nie jest to, oczywiście, ochrona stuprocentowa, ale lepsza taka niż żadna.

Szerszą perspektywę zapewniają dwa czynniki. Pierwszym z nich jest wiedza, drugim – doświadczenie. Wiedzę gromadzi się na różne sposoby. Między innymi poprzez krytyczne lektury, studiowanie, rozmowy, obserwację, eksperymenty, wglądy. Doświadczenie również dostarcza wiedzy, weryfikując posiadane przez nas informacje: jedne potwierdza, innym przeczy.

Szerszą perspektywę wypracowuje się latami, niekiedy żmudnie tocząc ciężki kamień pod górę. Na pewno nie da jej się osiągnąć idąc na łatwiznę, bez wysiłku i potu. Tylko ignorancja jest bezwysiłkowa.

Chciałbym położyć nacisk na wiedzę jako informację o mechanizmach. Jakie mechanizmy mam na myśli? Przede wszystkim psychologiczne. Dlaczego myślę tak a nie inaczej? Dlaczego mówię to, co mówię? Dlaczego postępuję w określony sposób? Podobnych pytań jest bardzo dużo. Wszystkie wskazują na coś, z czego nie zdajemy sobie na ogół sprawy, a co się dzieje poniżej progu naszej świadomości. Mechanizmy historyczne i społeczne, będące odzwierciedleniem mechanizmów psychologicznych, również odgrywają tutaj istotną rolę. Kto chce, może przywołać jeszcze mechanizmy innego rodzaju: biologiczne, duchowe itd. Rzecz w tym, że każdy z nas – jako ludzka jednostka – jest wypadkową działania całej masy nieuświadomionych procesów. Ci, którzy lepiej je rozpoznają, mają większą ochronę. Nie tylko przed abstrakcyjnymi informacjami, ale też przed osobami, które te informacje – czasem tak prawdziwe, jak trójkątny kwadrat – im dostarczają. Notabene ci ostatni wykorzystują często posiadaną „wiedzę” (zawsze przecież niepełną) przeciwko innym, mniej „wiedzącym”. Tutaj otwiera się wielkie pole do nadużyć.

Można swoją niewiedzę ubrać w barwne słowa i za pomocą retorycznych zwrotów przedstawić innym jako „autentyczne fakty”. Można wmówić komuś, kto zwrócił nam uwagę, że się niestosownie zachowaliśmy, że to w nim tkwi wina, że to on ma problem. Można dokonać racjonalizacji przeszłych, teraźniejszych i przyszłych zdarzeń w taki sposób, że się usprawiedliwi ich wystąpienie na własną korzyść. Można bez przerwy obarczać innych tym, co złe, a siebie przy każdej okazji wybielać; samokrytyka teatralna - nie liczy się. Można wypowiedzieć słowo „przepraszam”, ale tak naprawdę nikogo nie przeprosić, a wręcz obrazić, maskując swoje intencje nieszczerym uśmiechem. Ludzka wyobraźnia i inwencja są niemal nieskończone. Jak głupota. Choć ta akurat, jak mówią, jest ponoć nieskończona.

Na koniec wygłoszę „proroctwo”: jutro wzejdzie słońce.

Dlaczego piszę o tym wszystkim w tym miejscu? Domyślcie się.

__________________

@ Do Pankracego

Dla Twojej wiadomości: niczego sobie nie przypisuję, o nic nie zabiegam, nie opowiadam się za nikim. Udanego życia! :)
Duhigg
(Napisałem swój komentarz zanim Porzeczka opublikowała swój).
Duhigg
@ Do Pankracego

Wypowiedź Porzeczki jest klarowna. Napisała ona, że dyskusja z Tobą uświadomiła jej, że ludzie w sposób oczywisty i naturalny różnią się między sobą, a skoro tak, to mają prawo do odmiennego myślenia. „Nikt nie musi myśleć tak jak ty [czytaj: ja], nawet jest to niemożliwe”. Czyli uznała tym samym Twoje i swoje prawo do posiadania własnego zdania. Uważam, że to jak najbardziej pozytywne stwierdzenie. I kwestia druga: przy okazji sprzeczki z Tobą, wyrzuciła cały skumulowany negatywizm; nie chodziło w tym wszystkim o Ciebie, tylko o nią. Równie dobrze na Twoim miejscu mógłby się znaleźć ktoś inny, kto by sprowokował jej emocjonalną reakcję, w efekcie której mogłaby usunąć z siebie toksyczne złogi. Dlaczego czuła, że stanie się to przy Twoim udziale? To proste: bo od dłuższego czasu toczycie ze sobą małe wojenki. I tyle. Sam proces nie jest miły ani dla oka, ani dla serca, niemniej liczy się efekt końcowy: pozbycie się negatywizmu, przyznanie się do tego przed sobą i przed innymi, oraz odpuszczenie. Na koniec słówko o mnie. Po prostu pojawił się ktoś – złożyło się, że to byłem ja (równie dobrze mógłby być to ktoś inny), kto – jako trzeci, niezaangażowany w spór – zmienił na moment tor Waszego myślenia. To wszystko. Mała sugestia: nie szukajmy diabła tam, gdzie go nie ma.

I jeszcze jedno: to, o czym tu mowa, nie ma nic wspólnego z „proroctwami” p. Tadeusza. To rzeczy „odwieczne i wiecznotrwałe”. Od zawsze związane z ludzkim istnieniem.
Duhigg
@ Do Porzeczki

:)
_ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _ _

@ Do Zyty

Droga Zyto. Skierowałaś swój wpis do mnie, chociaż – sądząc po jego treści – pomyliłaś adresatów. Mniejsza z tym. Odniosę się do jego zawartości. Bo jest pouczająca.

Zacznę od ostatniego zdania: „Przesyłam Ci dużo bezwarunkowej miłości”. Gdyby to zdanie wyrwać z kontekstu i nie czytać dwóch zdań, które je poprzedziły, można by uznać, że je jest bardzo pozytywne. Jednak – używając logiki – musimy dojść do wniosku, że w tym przypadku pozory mylą. Otóż, Twój wpis jest emocjonalny i stanowi reakcję na czyjeś słowa. Inaczej mówiąc, to, co ktoś napisał, uwarunkowało to, co Ty napisałaś, czyli uwarunkowało Twoją reakcję – bynajmniej nie dobrotliwą. Istotą zaś miłości bezwarunkowej jest między innymi to, że nie ma przyczyn, że nie wpisuje się w schemat bodziec-reakcja. Miłość taka jest poza tym czysta, wolna od negatywizmu, bezinteresowna. Nie może być instrumentalizowana i traktowana jako narzędzie do krzywdzenia innych. Bezwarunkowa miłość jest ponadto cicha i pokorna, czyli nie obwieszcza doniosłym głosem, że się właśnie pojawiła. Tym bardziej po zdaniach, które z nią nie licują. Przyjrzyjmy się im.

Napisałaś: „To przykre, że nie wyniosłeś z domu rodzinnego szacunku do innych ludzi, a szczególnie do osób starszych. Rozumiem, że to twoja trauma z dzieciństwa, przyjmij ode mnie wyrazy współczucia, że taki jesteś”. Skupmy się na drugim zdaniu. Ono jest kluczowe. Zdanie to zawiera co najmniej dwie niepokojące składowe. Składowa pierwsza: insynuacja („rozumiem, że to twoja trauma z dzieciństwa”). Nie znasz osoby, do której się zwracasz, nie masz więc wiedzy o jej życiu, a mimo to osądzasz ją, „zgadując” na głos, dlaczego ktoś napisał to, co napisał. Czy osądzanie i pomówienie mają coś wspólnego z miłością bezwarunkową? Składowa druga: patrzenie na drugą osobę ze wzgardą („przyjmij ode mnie wyrazy współczucia, że taki jesteś”). Czy taka postawa ma coś wspólnego z miłością bezwarunkową? Odpowiedź nasuwa się sama. I właśnie w takich „okolicznościach przyrody” pojawia się zdanie ostatnie: „Przesyłam Ci dużo bezwarunkowej miłości”. Jaka jest jego wiarygodność w tym kontekście? Nie trzeba chyba zgadywać.

Pozdrawiam
Duhigg
Do Porzeczki i do Pankracego:

Czy jesteście w stanie powiedzieć o sobie nawzajem coś pozytywnego? Ale tak szczerze, bez ściemniania - jesteście? Bo że potraficie sobie przypiekać, to widać, słychać i czuć (co samo w sobie jest bezproduktywne). Czy umiecie spojrzeć na siebie bez oceniania i bez wywyższania się? Czy możecie ze sobą rozmawiać, a nie wszczynać awantury i oskarżać się o różne niecne rzeczy? A może by tak - to taka moja mała sugestia - założyć, że ta druga strona wcale nie jest taka zła i głupia? Każdy człowiek ma przecież nieco inny pogląd na życie, niekoniecznie gorszy od naszego. Co znaczy, że możemy się czegoś od siebie nawzajem nauczyć. Wprawdzie istnieje silna pokusa, aby drugiej stronie udowodnić, że jest niemądra itd., ale chyba da się ją przezwyciężyć, prawda? Można się różnić, nie zgadzać ze sobą, ale nie obrażać się w co drugim zdaniu. Rozmowa polega na szacunku, a nie na takiej oto wymianie:

Ona: Jesteś głupi.
On: Nie, to ty jesteś głupia.
Ona: Nie, to ty jesteś głupi!
Ona: A właśnie, że ty!
Itp.

Czy istnieje taka przestrzeń, w której moglibyście wypić w miłej atmosferze przysłowiową kawę?
Duhigg
Tytułem „ogólnego” komentarza (to jest cytat z książki, która ukaże się na rynku za kilka dni):

On: Powiedziałaś: „babka piaskowa”.
Ona: Nie powiedziałam: „babka piaskowa”, powiedziałam: „ciasto z kruszonką”.
On: Powiedziałaś: „babka piaskowa”.
Ona: Nie mów mi, co powiedziałam.
On: Powiedziałaś: „babka piaskowa”.
Ona: Powiedziałam: „ciasto z kruszonką”.
On: Mieli w sklepie ciasto z kruszonką, widziałem, ale go nie kupiłem, bo chciałaś babkę piaskową.
Ona: Powiedziałam: „ciasto z kruszonką”.
On: Ja usłyszałem: „babka piaskowa”.
Ona: Ewidentnie mnie nie słuchasz. Przecież „babka piaskowa” nie brzmi jak „ciasto z kruszonką”.
On: Może ci się pomyliło i przypadkiem powiedziałaś: „babka piaskowa”.
Ona: Powiedziałam: „ciasto z kruszonką”.

:)
Duhigg
Przeczytajcie sobie własne wpisy. Zobaczcie, ile w nich hejtu. Jeden dyskutant drugiemu dyskutantowi na każdym niemal kroku udowadnia, że jest głupi, a siebie samego stawia na piedestał i obwieszcza światu, że chwycił Boga za nogi. Po lekturze tego typu komentarzy człowiek staje się gorszy, brudniejszy. W większości z nich jest ciemna, toksyczna energia – czego dyskutanci zdają się nie zauważać. Owszem, widzą to u swoich adwersarzy, nigdy jednak u samych siebie. A może by tak spróbować innego sposobu komunikowania się? Może warto stanąć na twardej ziemi, przestać przypisywać sobie nie wiadomo jak wielkie zaawansowanie, i spotkać się z drugim człowiekiem jak równy z równym? Czy to nie ciekawsze i bardziej produktywne podejście? Nie chce mi się wierzyć, że komentujący – stale ci sami – przychodzą tutaj tylko po to, aby wylewać na innych pomyje własnej negatywności. Zatem?
Duhigg
Tadeusz Owsianko... Bajarz. A może lepiej powiedzieć: bajdziarz. Mówi, co chce (zmyśla) i jak chce. A może mówić, co chce, bo uznał, że nie obowiązują go żadne zewnętrzne reguły, do których miałby się stosować. Dał sobie takie prawo. Ponieważ ma gadane, może snuć niemal w nieskończoność swoje nieweryfikowalne, fantastyczne opowieści, łączyć pewne elementy świata, zwykle zupełnie przypadkowe, wedle własnego widzimisię. Jedynym ograniczeniem jest jego własna wyobraźnia. Cóż, nie jest w tym odosobniony. Wielu było takich jak on, wielu jest i z pewnością wielu jeszcze się pojawi. A że czasem powie coś sensownego, to nie powinno nikogo dziwić. Niemal każdy, kto dużo mówi i jest cokolwiek inteligentny, w końcu coś z sensem wypowie. Jego bajdurzenie nie byłoby szkodliwe, a nawet na swój sposób byłoby „fajne”, gdyby nie miało niekorzystnego wpływu na pewne osoby, które traktują jego słowa jak prawdę objawioną. Zauważyłem, że utwierdza on te osoby w przekonaniu, że są duchowo zaawansowane, podczas gdy czarno na białym widać, że wcale nie są – świadczy o tym ich narcyzm, małostkowość, posługiwanie się mową-trawą i szeroko rozumiana ignorancja. Pan Owsianko nie bierze żadnej odpowiedzialności za to, co robi tym ludziom. A Ty bierzesz, Justyno?
Duhigg
Napiszę może tak... Ogólnie panuje tutaj całkiem spory galimatias. Różne osoby używają często tych samych słów, ale rozumieją je odmiennie. Wynika to z wielu przyczyn: wieku, doświadczenia, wykształcenia itd. To odmienne rozumienie powoduje, że trudno jest się dogadać, a całkiem prosto wpaść w sidła nieporozumień. Poza tym nie wszyscy operują słowem w sposób zbliżony, co powoduje dodatkowe komplikacje. Niekiedy trudno zrozumieć, co ktoś miał na myśli (niektóre wpisy są naprawdę odjechane). Nazbyt często pojawiają się, jak na mój gust, frazesy oraz achy na temat własnego rozwoju. I chyba za rzadko stawia się pytania o prawomocność własnych przekonań: dlaczego uznaję je za prawdę?
Duhigg
@ Zyta. Co to znaczy "w sobie"? Co masz na myśli? Możesz wskazać miejsce, do którego odsyłasz Xennę? Na co wskazujesz, kiedy mówisz "ja"? Co do nauk Wschodu: w poprzednim wpisie wskazałem na zamieszanie, które z nimi się wiąże. W tym chciałbym podkreślić wartość niektórych z nich, zwłaszcza na polu przebijania się przez różne warstwy "ja" oraz "pracy z umysłem". Czy uważasz, że nie warto korzystać z doświadczeń ludzi z innych kultur, którzy zgłębili ważny dla każdego człowieka temat?