Brawo panie Sławku! Szkoda, że pan coś jeszcze przemilcza. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko, co ukryte staje się jawne. Na tyle na ile jest to dla pana bezpieczne zachęcałbym, aby dalej "puszczać farbę".... Ja w 1988 roku usiadłem na przeciwko ściany w moim pokoiku z mocnym postanowieniem, że jeśli to prawda, co piszą o medytacji, to ja muszę to sprawdzić na sobie. A byłem w wieku,kiedy moi rówieśnicy zakładali rodziny. Odwróciłem kolejność zdarzeń i rodzinę założyłem 20 lat później. Dlatego, to co pan ujawnia nie jest dla mnie nowe i szokujące. ALE: kilka dni temu moja żona poszła po kozie mleko do sąsiadki, a ona się pyta, czy słyszeliśmy o zmiennokształtnych od tego pana Sławka... - taka jest siła autentycznego podzielenia się wiedzą, zwłaszcza kiedy się w Polsce przywoła świętego kościoła katolickiego. Ja mam "jedynie" własne wglądy, dlatego nie występuję publicznie. Czasem pozwalam sobie na osobisty komentarz. Gdyby też inni ujawnili swój materiał ze spotkań z ojcem Pio byłoby pewnie jeszcze "ciekawiej"... Wyobraźmy sobie 3-4 osoby, które gawędzą przy jednym stole dając komplementarnie pewien obraz rzeczywistości. Pozdrawiam serdecznie Krzysiek Smoczyk
Witam wszystkich, Cieszę się, że "wieczorynki" trwają... Opisałem właśnie jeden sen, ale gdzieś kliknąłem i mi "wcięło". Robię to jeszcze raz, ale może to strata czasu? W sierpniu przydarzył mi się taki sen: Jestem w jakimś ogromny sklepie, niby hurtowni, hipermarkecie z ubraniami, jest ciemno, jakby ten sklep był nieczynny, chodzę pomiędzy szeregiem wieszaków z ubraniami, w końcu docieram do końca tej wielkiej sali i widzę, że wraz z grupką innych ludzi zasiadam w półkręgu i siedzimy na krzesełkach niczym zaimprowizowana widownia. Nagle zapalają się bardzo jasne światła i jak zza kulis przy ścianie wyskakuje młodzieniec i rozkłada w rękach niebotycznie wielki kawałek różowego materiału, który jest wycięty w kształt koszulki polo. Kolor i odcień jest tak intensywny, że nie da się opisać. Zaraz obok z prawej strony pojawia się dziewczyna i pokazuje nam, rozkłada przed nami gigantyczny kwadrat pomarańczowego materiału, którego intensywność i kolor są znowu "nie z tej ziemi". Po czym kładą się oboje na podłodze (scenie?) i mężczyzna ku mojemu zaskoczeniu przywołuje mnie po imieniu. Więc wstaję i podchodzę do nich, po czym włączam się niby dziecko do wspólnej zabawy, baraszkowania kładąc się pomiędzy nimi. Jesteśmy teraz w troje. Wówczas ten młodzieniec mówi do mnie: "jestem z tej grupy medytacyjnej, którą prowadziłeś", a ja jednocześnie spoglądam na dziewczynę i widzę jej radosną, roześmianą twarz o bardzo wyrazistej urodzie, ale z rysami jakby nieco arabskimi... Cała wizja była niesłychanie żywa, dynamiczna, szybka. Przeleciała przeze mnie jak elektryczna burza... Dodam jeszcze, że w czerwcu miałem serię bardzo lapidarnych przekazów myślnych, przychodziły nad ranem, dzień po dniu. Pierwszy brzmiał: "upadek wkrótce", drugi "prepare for change"("przygotuj się na zmiany"), trzeci: "nowa duchowość". Zostawiam to bez komentarza. Jeśli opisany sen miał jakiś szerszy sens, to ciekaw jestem interpretacji pana Tadeusza. Pozdrowienia spod Łodzi Krzysiek Smoczyk
Ewa Dziękuję za miłe słowa, nie wypada mi na tym forum kraść miejsca i czasu swoją osobą, czy własną liryką. Trochę mnie "sprowokował" ładny wiersz Lucy. Innym dyskutantom chcę wskazać na zasadnicze nieporozumienie obecne w tej całej wielokierunkowej rozmowie-dyskusji: Stare klucze i zamki już nie pasują do opisu TERAZ. Jak np. zacny sofianizm Johna Lasha, którego też lubiłem posłuchać i poczytać. Komunikaty z TERAZ nie przystają do wielu wartościowych zapisów z przeszłości. Zwróćcie uwagę, że pan Tadeusz używa własnego języka i rezygnuje często z obiegowej w ezoteryce i duchowości terminologii, albo używa jej inaczej, swoiście, co potwierdza oryginalność i autentyczność tych wszystkich wizji, komunikatów i przekazów. TERAZ (i chyba po raz ostatni, zniecierpliwionych przepraszam) na prośbę pani Ewy mój wierszyk właśnie o tym z maja 1998 roku pt.
ŚWIADECTWA
w drodze do źródła nie mogę zabrać niczego więc po trochu zostawiam zresztą nie trzeba zabierać wszyscy stoimy w tych samych okrągłych jak horyzont drzwiach w łagodnym przeciągu znaków obyśmy tylko nie zajmowali się naszymi kluczami i zamkami ale żywej przestrzeni powierzyli umysły i kąpali się w tym co nowe i świeże jak majowa trawa gdy na wietrze się skłania dymiąc srebrzystymi kręgami i jak niestrudzone ptaki które skrzydłami zdają się pisać dla nas bo przecież tylko my wątpimy niezliczone świadectwa wierności jestem pamiętam doglądam przenikam utrzymuję prowadzę każde źdźbło kamyk i pył mojego istnienia zbieram w małe i wielkie koła do samego środka pełni
J.lucy Skoro ujawniłaś się jako poetka, to nie mogę się nie zrewanżować własną próbką. Wiersz pochodzi z mojego tomika pt. "Przecieranie oczu" z 1998 r. To była niezwykła dla mnie wiosna, w której doznałem stanu owej bezwarunkowej miłości, o której tyle wszyscy ćwierkają i tokują. Stan ten - naprawdę ekstatyczny - trwał trzy miesiące (do letniego przesilenia) i powracał jako echo coraz słabsze i słabsze przez dwie kolejne wiosny. Mogę powiedzieć tym, którzy tego nie doświadczyli, że jedynym "problemem" w tym stanie jest tak wzmożona uczuciowość, że płaczesz z zachwytu na widok pierwszego tulipana czy krzewu forsycji chociaż jesteś raczej normalnym facetem, który tego na co dzień nie robi, budzisz się o czwartej rano zalany falą wdzięczności, piszesz wiersz jak w transie i czujesz, że fizyczne ciało ledwo wytrzymuje te wibracje ( i tego samego ranka idziesz do pracy etatowej jakby się nic niezwykłego nie działo). Poniższy wierszyk z maja 1997 r. kończył mój tomik:
. . . jest we mnie ktoś kto klęczy pełen wdzięczności
kto nie mówi i nie pragnie
jedynie ogrom wdzięczności trzyma w za małych dłoniach
albo to raczej wdzięczność układa mu dłonie
w geście przyjęcia tego co nieobjęte
i zachowuje go z chwili na chwilę
przeciera mu oczy o piątej rano
oprowadza wokół jak dziecko
cierpliwie i wciąż od nowa
wyjmuje rzeczy z cienia w ciszy pokazuje
uczy chodzić nie gniotąc trawy
czyni cuda tak proste
odmienia odmienia
Jeszcze raz pozdrawiam i proszę trolli oraz osoby niedojrzałe o trochę więcej namysłu zanim przemówią.
Witajcie, Odsłuchałem 65 gawęd i prezentacji pana Tadeusza w trzy tygodnie. Rodzina ze mnie żartowała, że mam na śniadanie, obiad i kolacje owsiankę... Na mojej drodze duchowej przez ostatnie 25 lat było sporo zdarzeń nagłych, zdumiewających i absolutnie niepowtarzalnych. Głównie były to wizje i doświadczenia nad ranem oraz podczas medytacji. Opowiadanie o nich zajęłoby zbyt dużo miejsca i czasu. Z radością jednak potwierdzam wartość tego, co pan Tadeusz opowiada, ponieważ wiele z moich wizji i doświadczeń zostało dzięki tym gawędom dodatkowo oświetlonych i "zakotwiczonych" w szerszym kontekście. Powiem tylko dla przykładu, że byłem przy eksplozji ( 2003 rok) owego fioletowego, kosmicznego ognia - w tej wizji chciałem wejść w ten niesamowity fioletowy ogień i zostałem zatrzymany przez niewidzialną rękę na moim ramieniu, którą czułem na sobie jeszcze przez wiele minut po otwarciu oczu. Prawdopodobnie gdybym wszedł, to nie byłoby powrotu w ciało fizyczne. Potem przez kilka lat miałem zdolności uzdrowicielskie o takiej sile, że zdarzało się, że przypadkowi ludzie w windzie czy w mojej obecności mdleli albo gwałtownie zlewali się potem. W 2008 roku przeżyłem coś, co metaforycznie nazywam "kąpielą w wodach płodowych matki Ziemi" a kilka lat później widziałem (w medytacji) Ziemię jako złotą planetę, całkowicie i cudownie "zrobioną" ze szczerego złota. Od kilkunastu lat obsesyjnie wręcz manifestuje mi się liczba "13" - jest to tak częste, że razem z żoną żartujemy już na ten temat. Myślę teraz, że to manifestacja 13 wymiaru... Sporo przekazów pojawia mi się w postaci książki poetyckiej (z powołania jestem, czy bywam poetą z własnym dorobkiem literackim) - każda strona takiego tomika wierszy składa się ze stron, które są żywe, trójwymiarowe i każdy element jest odrębnym, żywym istnieniem. Ostatnio przyśniła mi się znowu taka książeczka - jakby wydanie bibliofilskie, niepowtarzalne, gdzie były kremowe i w biało-złotych odcieniach rysunki, wklejki, jakieś grafiki na lewej karcie - a na prawej karcie były harmonijkowo podnoszące się schody, .. wiem, że stopni było kilkanaście, może trzynaście, szkoda, że ich nie policzyłem... W tym śnie mówię do autora owej niezwykłej książki: co do wierszy, to jeszcze ich nie przeczytałem, ale wiem , że są ważne... Co państwo myślicie o modnej koncepcji świata fraktalnego - człowiek jest fraktalem całości wszechświata ?... Pan Tadeusz nigdy nie posłużył się tym pojęciem. Miałem też doświadczenie, że moja lewa ręka leży na ziemi a ja posługuję się inną, niewidzialną - czy to zapowiedzi tej rozpoczętej już przebudowy naszych ciał? Pozdrawiam serdecznie Krzysztof Smoczyk
Szkoda, że pan coś jeszcze przemilcza. Żyjemy w czasach, gdzie wszystko, co ukryte staje się jawne. Na tyle na ile jest to dla pana bezpieczne zachęcałbym, aby dalej "puszczać farbę".... Ja w 1988 roku usiadłem na przeciwko ściany w moim pokoiku z mocnym postanowieniem, że jeśli to prawda, co piszą o medytacji, to ja muszę to sprawdzić na sobie. A byłem w wieku,kiedy moi rówieśnicy zakładali rodziny. Odwróciłem kolejność zdarzeń i rodzinę założyłem 20 lat później. Dlatego, to co pan ujawnia nie jest dla mnie nowe i szokujące. ALE: kilka dni temu moja żona poszła po kozie mleko do sąsiadki, a ona się pyta, czy słyszeliśmy o zmiennokształtnych od tego pana Sławka... - taka jest siła autentycznego podzielenia się wiedzą, zwłaszcza kiedy się w Polsce przywoła świętego kościoła katolickiego. Ja mam "jedynie" własne wglądy, dlatego nie występuję publicznie. Czasem pozwalam sobie na osobisty komentarz. Gdyby też inni ujawnili swój materiał ze spotkań z ojcem Pio byłoby pewnie jeszcze "ciekawiej"... Wyobraźmy sobie 3-4 osoby, które gawędzą przy jednym stole dając komplementarnie pewien obraz rzeczywistości.
Pozdrawiam serdecznie
Krzysiek Smoczyk
Cieszę się, że "wieczorynki" trwają...
Opisałem właśnie jeden sen, ale gdzieś kliknąłem i mi "wcięło". Robię to jeszcze raz, ale może to strata czasu? W sierpniu przydarzył mi się taki sen:
Jestem w jakimś ogromny sklepie, niby hurtowni, hipermarkecie z ubraniami, jest ciemno, jakby ten sklep był nieczynny, chodzę pomiędzy szeregiem wieszaków z ubraniami, w końcu docieram do końca tej wielkiej sali i widzę, że wraz z grupką innych ludzi zasiadam w półkręgu i siedzimy na krzesełkach niczym zaimprowizowana widownia. Nagle zapalają się bardzo jasne światła i jak zza kulis przy ścianie wyskakuje młodzieniec i rozkłada w rękach niebotycznie wielki kawałek różowego materiału, który jest wycięty w kształt koszulki polo. Kolor i odcień jest tak intensywny, że nie da się opisać. Zaraz obok z prawej strony pojawia się dziewczyna i pokazuje nam, rozkłada przed nami gigantyczny kwadrat pomarańczowego materiału, którego intensywność i kolor są znowu "nie z tej ziemi". Po czym kładą się oboje na podłodze (scenie?) i mężczyzna ku mojemu zaskoczeniu przywołuje mnie po imieniu. Więc wstaję i podchodzę do nich, po czym włączam się niby dziecko do wspólnej zabawy, baraszkowania kładąc się pomiędzy nimi. Jesteśmy teraz w troje. Wówczas ten młodzieniec mówi do mnie: "jestem z tej grupy medytacyjnej, którą prowadziłeś", a ja jednocześnie spoglądam na dziewczynę i widzę jej radosną, roześmianą twarz o bardzo wyrazistej urodzie, ale z rysami jakby nieco arabskimi... Cała wizja była niesłychanie żywa, dynamiczna, szybka. Przeleciała przeze mnie jak elektryczna burza...
Dodam jeszcze, że w czerwcu miałem serię bardzo lapidarnych przekazów myślnych, przychodziły nad ranem, dzień po dniu. Pierwszy brzmiał: "upadek wkrótce", drugi "prepare for change"("przygotuj się na zmiany"), trzeci: "nowa duchowość". Zostawiam to bez komentarza. Jeśli opisany sen miał jakiś szerszy sens, to ciekaw jestem interpretacji pana Tadeusza.
Pozdrowienia spod Łodzi
Krzysiek Smoczyk
Dziękuję za miłe słowa, nie wypada mi na tym forum kraść miejsca i czasu swoją osobą, czy własną liryką. Trochę mnie "sprowokował" ładny wiersz Lucy.
Innym dyskutantom chcę wskazać na zasadnicze nieporozumienie obecne w tej całej wielokierunkowej rozmowie-dyskusji: Stare klucze i zamki już nie pasują do opisu TERAZ. Jak np. zacny sofianizm Johna Lasha, którego też lubiłem posłuchać i poczytać. Komunikaty z TERAZ nie przystają do wielu wartościowych zapisów z przeszłości. Zwróćcie uwagę, że pan Tadeusz używa własnego języka i rezygnuje często z obiegowej w ezoteryce i duchowości terminologii, albo używa jej inaczej, swoiście, co potwierdza oryginalność i autentyczność tych wszystkich wizji, komunikatów i przekazów. TERAZ (i chyba po raz ostatni, zniecierpliwionych przepraszam) na prośbę pani Ewy mój wierszyk właśnie o tym z maja 1998 roku pt.
ŚWIADECTWA
w drodze do źródła
nie mogę zabrać niczego
więc po trochu zostawiam
zresztą nie trzeba zabierać
wszyscy stoimy w tych samych
okrągłych jak horyzont
drzwiach
w łagodnym przeciągu znaków
obyśmy tylko nie zajmowali się
naszymi kluczami i zamkami
ale żywej przestrzeni
powierzyli umysły
i kąpali się
w tym co nowe i świeże
jak majowa trawa
gdy na wietrze się skłania
dymiąc srebrzystymi kręgami
i jak niestrudzone ptaki
które skrzydłami zdają się pisać
dla nas
bo przecież tylko my wątpimy
niezliczone świadectwa wierności
jestem
pamiętam
doglądam
przenikam
utrzymuję
prowadzę
każde źdźbło kamyk i pył mojego istnienia
zbieram w małe i wielkie koła
do samego środka pełni
( z tomu "Przecieranie oczu")
Pozdrawiam
Krzysiek Smoczyk
Skoro ujawniłaś się jako poetka, to nie mogę się nie zrewanżować własną próbką. Wiersz pochodzi z mojego tomika pt. "Przecieranie oczu" z 1998 r. To była niezwykła dla mnie wiosna, w której doznałem stanu owej bezwarunkowej miłości, o której tyle wszyscy ćwierkają i tokują. Stan ten - naprawdę ekstatyczny - trwał trzy miesiące (do letniego przesilenia) i powracał jako echo coraz słabsze i słabsze przez dwie kolejne wiosny. Mogę powiedzieć tym, którzy tego nie doświadczyli, że jedynym "problemem" w tym stanie jest tak wzmożona uczuciowość, że płaczesz z zachwytu na widok pierwszego tulipana czy krzewu forsycji chociaż jesteś raczej normalnym facetem, który tego na co dzień nie robi, budzisz się o czwartej rano zalany falą wdzięczności, piszesz wiersz jak w transie i czujesz, że fizyczne ciało ledwo wytrzymuje te wibracje ( i tego samego ranka idziesz do pracy etatowej jakby się nic niezwykłego nie działo). Poniższy wierszyk z maja 1997 r. kończył mój tomik:
. . .
jest we mnie ktoś
kto klęczy pełen wdzięczności
kto nie mówi
i nie pragnie
jedynie ogrom wdzięczności
trzyma w za małych dłoniach
albo to raczej wdzięczność
układa mu dłonie
w geście przyjęcia
tego co nieobjęte
i zachowuje go
z chwili na chwilę
przeciera mu oczy
o piątej rano
oprowadza wokół
jak dziecko
cierpliwie
i wciąż od nowa
wyjmuje rzeczy z cienia
w ciszy pokazuje
uczy chodzić
nie gniotąc trawy
czyni cuda
tak proste
odmienia
odmienia
Jeszcze raz pozdrawiam i proszę trolli oraz osoby niedojrzałe o trochę więcej namysłu zanim przemówią.
Krzysztof Smoczyk
Odsłuchałem 65 gawęd i prezentacji pana Tadeusza w trzy tygodnie. Rodzina ze mnie żartowała, że mam na śniadanie, obiad i kolacje owsiankę...
Na mojej drodze duchowej przez ostatnie 25 lat było sporo zdarzeń nagłych, zdumiewających i absolutnie niepowtarzalnych. Głównie były to wizje i doświadczenia nad ranem oraz podczas medytacji. Opowiadanie o nich zajęłoby zbyt dużo miejsca i czasu. Z radością jednak potwierdzam wartość tego, co pan Tadeusz opowiada, ponieważ wiele z moich wizji i doświadczeń zostało dzięki tym gawędom dodatkowo oświetlonych i "zakotwiczonych" w szerszym kontekście. Powiem tylko dla przykładu, że byłem przy eksplozji ( 2003 rok) owego fioletowego, kosmicznego ognia - w tej wizji chciałem wejść w ten niesamowity fioletowy ogień i zostałem zatrzymany przez niewidzialną rękę na moim ramieniu, którą czułem na sobie jeszcze przez wiele minut po otwarciu oczu. Prawdopodobnie gdybym wszedł, to nie byłoby powrotu w ciało fizyczne. Potem przez kilka lat miałem zdolności uzdrowicielskie o takiej sile, że zdarzało się, że przypadkowi ludzie w windzie czy w mojej obecności mdleli albo gwałtownie zlewali się potem. W 2008 roku przeżyłem coś, co metaforycznie nazywam "kąpielą w wodach płodowych matki Ziemi" a kilka lat później widziałem (w medytacji) Ziemię jako złotą planetę, całkowicie i cudownie "zrobioną" ze szczerego złota. Od kilkunastu lat obsesyjnie wręcz manifestuje mi się liczba "13" - jest to tak częste, że razem z żoną żartujemy już na ten temat. Myślę teraz, że to manifestacja 13 wymiaru... Sporo przekazów pojawia mi się w postaci książki poetyckiej (z powołania jestem, czy bywam poetą z własnym dorobkiem literackim) - każda strona takiego tomika wierszy składa się ze stron, które są żywe, trójwymiarowe i każdy element jest odrębnym, żywym istnieniem. Ostatnio przyśniła mi się znowu taka książeczka - jakby wydanie bibliofilskie, niepowtarzalne, gdzie były kremowe i w biało-złotych odcieniach rysunki, wklejki, jakieś grafiki na lewej karcie - a na prawej karcie były harmonijkowo podnoszące się schody, .. wiem, że stopni było kilkanaście, może trzynaście, szkoda, że ich nie policzyłem... W tym śnie mówię do autora owej niezwykłej książki: co do wierszy, to jeszcze ich nie przeczytałem, ale wiem , że są ważne...
Co państwo myślicie o modnej koncepcji świata fraktalnego - człowiek jest fraktalem całości wszechświata ?... Pan Tadeusz nigdy nie posłużył się tym pojęciem.
Miałem też doświadczenie, że moja lewa ręka leży na ziemi a ja posługuję się inną, niewidzialną - czy to zapowiedzi tej rozpoczętej już przebudowy naszych ciał?
Pozdrawiam serdecznie
Krzysztof Smoczyk